To zima
Dzień jeszcze drzemał w papilotach
sny rozłaziły się po ścianach
te najpiękniejsze o nas dla nas
wtedy wiatr w okna załomotał
śnieg się rozpłakał wzmógł się wicher
ściskając w łapach swoich wszystko
mróz srebrną gwiazdką tylko błysnąl
z kałużą walczyć tutaj przyszedł
wtem wiąz do ziemi przywarł trwożnie
jałowiec łkał spod brwi krzaczastych
dąb w roziskrzonej bieli zastygł
i z kolan nie mógł się już podnieść
kałużom spierzchły wściekle usta
toczą tu bój na śmierć i życie
aż walki duch powoli wyciekł
dzień wolno wstawał sny rozhuśtał